Kiedyś znalazłam w Szczecinie warsztaty z szycia pluszowych misiów. Nic specjalnego. Przychodzisz dostajesz ręce, głowę, nogi i zszywasz razem miska, którego możesz wziąć do domu. A ja marzyłam o królikach siedzących wszędzie w około. Niestety szycie ich nie należało do szkolenia. A szkoda, bo są prześliczne. Z czasem o nich zapomniałam, bo jak to mówię "Za wysokie progi na me krzywe nogi".
Wczoraj siedząc na Waszych blogach znów sobie o nich przypomniałam i .... zauroczyłam się na nowo. Te długie uszy świetnie nadają się do ciągania po podłodze przez mego dwulatka.
Czytałam, czytałam, aż w końcu postanowiłam zrobić swojego. Dostałam od Mamy obrus, który świetnie nadaje się na zrobienie " gołego ciałka", odkurzyłam maszynę do szycia, rozprułam poduszkę i golas gotowy.
Dawid wstał rano i tak jak ja wpadł w sidła królikowego szaleństwa. Co prawda nasz królik nie ma jeszcze uszu, bo czasem też muszę spać, nie ma wyszytych oczu ani buzi ale i tak bardzo się jemu spodobał.
Dawid złapał go za rękę i stwierdził, że królik też jedzie do babci na naleśniki...
Oj te moje króliki.
Mam nadzieję, że jutro skończę mojego króliczka i Wam go pokażę.
Czekam z niecierpliwością na foteczke kroliczka
OdpowiedzUsuńjuż podgrzana atmosfera oczekiwania...Zapraszam też do mnie na moje próby szycia klubtilda.blogspot.com
OdpowiedzUsuń